Kinga

W marcu, a dokładnie 17 marca 2014r. przyleciał do nas bociek z niesamowitą nowiną, otóż za miesięcy kilka w naszym domu miał się pojawić nowy członek rodziny i bynajmniej nie miało to być dziecię kocie. Szok, a zarazem radosna niespodzianka. Dni, tygodnie mijały, życie toczyło się niby jak zawsze, a jednak było jakoś inaczej.

Dziecię nabierało kształtów i rozmiarów i chociaż wciąż wszystko to było trudne do uwierzenia to jednak Maleństwo coraz częściej dawało znać o swoim istnieniu. W maju ważyło już całe 113g. W czerwcu wykonało swój pierwszy nieśmiały ruch, a potem to już bez skrępowania zaczęło się rozpychać i wówczas sobie uświadomiliśmy, że to fakt nie bajka, osobny człowiek chociaż jeszcze tak bardzo zależny.

Na usg machnęło nam łapką i powiedziało: cześć mamo, tato, jestem, uwierzcie w końcu.... W lipcu powiększyło swoje gabaryty do 665g, na początku września ważyło już 1441g, a pod koniec miesiąca 2578, no nieźle, już przerosło wagowo swojego tatusia, który urodził się ważąc zaledwie 2400g. 8 października waga skoczyła do 2884g, uff dużo tego szczęścia, a tu jeszcze półtora miesiąca do godziny zero. 29 października było jeszcze więcej bo 3100g, a tydzień później pani doktor oświadczyła: 3755g w co nie uwierzyłam bo sprzęt bywa zawodny. 11 listopada nasza córka postanowiła pojawić się na świecie, całe 2 tygodnie wcześniej niż jej zaplanowano. I tak o godzinie 10.03 we wtorek w Święto Niepodległości urodziło się całkiem duże Maleństwo ważące 4050 g i mierzące 58 cm.
Kiedy lekarz oświadczył, że będzie to kobita zaczęliśmy się zastanawiać nad imieniem. Dla chłopaka imię było już od kilku lat ustalone ale dla dziewczynki nic nam nie przychodziło do głowy.

Najpierw sprawdziliśmy rankingi imion najpopularniejszych, żeby potem nie było, że w przedszkolu jest dziesięcioro dzieci o takim samym imieniu. I choć Julka, Lena, Weronika, Oliwka, Wiktoria, Marysia czy Zosia... to ładne imiona to rynek został juz nasycony.
A może Kinga? Nigdy nie miałam koleżanki o imieniu Kinga, żadnej takiej też nie ma w rodzinie ani mojej, ani Krzyśka, no i jest poza jakimkolwiek rankingiem, a zatem niech będzie Kinia :-) tzn. Kinga Łucja.

"Imię Kinga przybyło do nas drogą dość okrężną. W ten sposób Węgrzy zdrobnili imię Kunegunda, które przyszło z Niemiec i znaczyło: "z walecznego rodu". Tak miała na imię węgierska księżniczka, poślubiona Bolesławowi Wstydliwemu, która po jego śmierci wstąpiła do klasztoru. Pamięć tej dobrej pani przetrwała pod Krakowem. Opowiada się o niej, że odkryła sól w Bochni i Wieliczce, a górale spod Nowego Sącza czczą ją jako swoją główną świętą. Dzięki niej imię Kinga kojarzy się z przedsiębiorczością, rozumem i zjednywaniem sobie sympatii" (z internetu).
Zanim jednak Kinga na świecie się pojawiła zaliczyła swoją pierwszą drogę wspinaczkową i pierwszą przejażdżkę motocyklową, weszła na wieżę Eiffla i bawiła sie w Disneylandzie. I mamy nadzieję, że pasję do gór, wspinania, podróży i motocykli wpoiliśmy jej jeszcze w życiu płodowym :-))). Jednak to jej życie i urządzi je jak będzie chciała...

Dodano: 2014-12-26
 

- strona główna -