<< wstecz
 

Zimowe przecieranie szlaków 2007/2008

Jak co roku i tym razem zaraz po świętach wybraliśmy się w Tatry by pohasać po śniegu i uwolnić się choć na chwilę od koszmaru życia w cywilizowanym świecie, a przede wszystkim by przywitać Nowy Rok wśród ukochanych gór.

27 grudnia z samego rana ruszyliśmy w kierunku Zakopanego w składzie: my czyli Ela i Krzysiek, Ania lekarka, Magda from UK i Paweł karateka , w kolejnych dniach dołączyła do nas również Ania z Białej Podlaskiej oraz Wojtek zwany Jojem, a dla wtajemniczonych po prostu BączekSUPER+. Podróż jak zwykle w tym kierunku i o tej porze roku, upłynęła w "przyjemnym" korku.

Po dojechaniu na miejsce, tzn. na parking w Kościelisku, dziarsko pognaliśmy Doliną Kościeliską ku Schronisku na Małej Polanie Ornaczańskiej (1108), po drodze przewidując i robiąc zakłady o to co nas czeka w schronisku - podłoga, czy pomieszczenie zastępcze tzw. schowek na ziemniaki, czy cieplutkie łóżeczko, a może nocny przemarsz przez Przełęcz Iwaniacką do drugiego schroniska. Na miejscu okazało się, że jest całkiem dobrze, a nawet bardzo dobrze, urok osobisty Krzysia znowu zadziałał, na nasze szczęście póki co działa regularnie co roku. Dostaliśmy 6 - osobowy pokój tylko dla siebie. Niestety przez to niektórzy z nas weszli w Nowy Rok z długami z zakładów.

Raz dwa zagraciliśmy nasze królestwo - tobołami i toną zapasów żywnościowych oraz wszelkimi dobrami zgarniętymi z poświątecznych stołów, nie wspominając o zgrzewkach napojów wyskokowych:). Jojo z racji, że facet i na dodatek dołączył ostatni, dostał wygodne i zdrowe dla kręgosłupa miejsce na podłodze, reszta musiała męczyć się na łóżkach. Przyjęliśmy to z pokorą prawdziwego turysty.

Po średnio przespanej nocy - bo nowe miejsce, bo za gorąco, bo łóżko skrzypi i ktoś chrapie, w celu rozprostowania przykurczy mięśniowych wybraliśmy się na małą przechadzkę, najpierw wdrapaliśmy się wyślizganym szlakiem na rozległe siodło Przełęczy Iwaniackiej (1459), z której panoramę Tatr ogranicza bujnie porastający las, następnie powędrowaliśmy nieco wyżej - na Ornak (1854) , a potem spacerkiem granią do Siwej Przełęczy (1812). Stamtąd z powrotem do schroniska. Pogoda jakiej dawno Tatry i oczywiście górale nie widzieli, towarzyszyła nam przez całą drogę, no i te widoki, choć co roku te same, wciąż nie dawały nasycić się sobą, wciąż zachwycały, wzruszały i skłaniały do refleksji...

Następnego dnia już bardziej ambitnie, nieprzetartym jeszcze szlakiem ruszyliśmy na Ciemniak (2096), pierwsze zimowe wejście na Ciemniak miało miejsce w 1908 roku, a więc niemal 100 lat temu, po drodze spotkaliśmy pasące się na zboczu stadko kozic. We wstępnych planach miała być jeszcze Krzesanica (2122), ale niestety czas naglił tak, że poprzestaliśmy na podziwianiu jej ze szczytu Ciemniaka.

Trzeciego dnia już rozruszani i w miarę zaaklimatyzowani zdobyliśmy dwa szczyty - Błyszcza i słowacką Bystrą.

Już z daleka było widać błyszczące zbocze Błyszcza (2159) skąd i jego nazwa pochodzi. Natomiast widok z Bystrej (2248) przy takiej pogodzie dech w piersiach zapierał, a zobaczyć stąd można wyróżniającą się swoją strzelistą sylwetką Świnicę (2301) i Krywań (2494), zaś po stronie północnej ściany Czerwonych Wierchów i Kominiarskiego Wierchu, a na zachodzie grzbiety Tatr Zachodnich. W 1928 roku Jerzy Młodziejowski tak pisał o Bystrej: "Wszystko chciałoby się zapamiętać.... Bo też widok z Bystrej jest tak wspaniały, że nie tylko geografa, ale i zwykłego turystę zdoła poruszyć". Nas też poruszył...

Schodząc z Raczkowej Przełęczy (1959) naszym oczom ukazało się zjawisko zwane Widmem Brockenu. Wśród taterników istnieje przesąd, mówiący że człowiek, który zobaczył widmo Brockenu, umrze w górach. Ujrzenie zjawiska po raz trzeci "odczynia urok":).

Do schroniska schodziliśmy już w zupełnych ciemnościach w towarzystwie czołówek. W oddali migotało rozświetlone Zakopane, które od czasu do czasu rozbłyskało przedwcześnie wystrzelonymi sztucznymi ogniami, a nam skrzypiał śnieg pod butami, żołądki głośno dawały znać o sobie, a w sercu radość wielka była, że zamiast w głośnym Zakopanym możemy być właśnie tutaj...

W kolejny dzień, już ten sylwestrowy wybraliśmy się na Przełęcz Tomanową (1686).

Brodząc po pachy w śniegu, i co rusz wpadając w podstępnie przykryte, gałązkami kosodrzewiny, pułapki, dotarliśmy na szerokie siodło przełęczy . Przełęcz Tomanowa choć druga na liście najniższych przełęczy w głównym grzbiecie Tatr pomiędzy Osobitą, a Grzesiem jest bardzo dobrym punktem widokowym, rozciąga się z niej rozległy widok na Tatry Wysokie, szczególnie okazale prezentuje się Kominiarski Wierch i jak zwykle Świnica. Przełęcz ta leży na głównym szlaku wędrówek zwierząt, a dawno, dawno temu było to również znane przejście do Liptowa i przemierzali je kupcy i zbójnicy. Rozbrykane kozice owszem spotkaliśmy, a na zbójników na szczęście nie trafiliśmy.


Wieczorem zbójnicki do tańca zagrzewał, daliśmy więc upust swej ceprowskiej energii, i gdyby nie to, że obsługa schroniska zamknęła nam salę o drugiej , hulanki i swawole trwałyby do białego rana. Kiedy nam się żarzyło pod stopami, chłodziliśmy się hasając boso po śniegu. Jak mi wiadomo, do dnia dzisiejszego, nikt kataru po tych harcach nie załapał. O północy, cichutko, bez zbędnych, spektakularnych atrakcji, aby nie obudzić misia, butelką szampana przywitaliśmy młody roczek.

Rano pożegnaliśmy Anię z Białej Podlaskiej, którą wzywały szkolne (nauczycielskie) obowiązki, a potem na dobre polegliśmy w łóżkach, by wstać dopiero o 10.00 i pomaszerować do Jaskini Mylnej, bo tylko w jaskini mogliśmy się po takiej nocy pokazać.

Krzysiek i Paweł woleli pozostać w schronisku, natomiast reszta (Ania, Magda, Ela, oraz Wojtek - Jojo SUPERbączek+) zaopatrzywszy się w latarki ruszyła penetrować tajemnicze zakamarki jaskini. U wlotu jaskini zawiązaliśmy nić Ariadny:) i przez bardzo niski przełaz wpełzliśmy do mrocznej krainy. Taplanie się w błotnistych kałużach i przeciskanie się na kolanach przez ciasne korytarzyki sprawiają, ze co roku z chęcią tu wracamy.

Jaskinia Mylna jest niestety bardzo uboga w nacieki (nielicznie występuje tu naciek grzybkowy i mleko wapienne), ale na jej atrakcyjność wpływa skomplikowany układ korytarzy oraz ich urozmaicone formy. Suma długości korytarzy wynosi 1300 m, natomiast do zwiedzania udostępniono 270 m znakowanych szlaków.

Wprost z Mylnej podążyliśmy do Wąwozu Kraków i do Smoczej Jamy - mimo iż jest to krótki tunelik zaledwie 37 m długości, jej korytarz załamuje się szybko i ni stąd, ni zowąd zapadają jaskiniowe ciemności, a strome, oblodzone zimą wyjście dostarcza nie lada emocji.

Na Hali Pisanej ogarnęło nas zimowe szaleństwo do tego stopnia, że pomimo braku sanek, nart czy czegokolwiek innego do zjazdu, sturlaliśmy się po śniegu aż do Doliny Kościeliskiej.

W opustoszałym schronisku, zastaliśmy tylko Krzysia, studiującego przewodnik, zaś Paweł katował się (czyt. robił kata) nad Stawem Smreczyńskim (1227).

2 stycznia z samego rana opuściliśmy schronisko, by ruszyć do cywilizacji... Po drodze zgarnęliśmy worek śmieci pozostawionych przez sylwestrowych gości.


Dodano: 2008-01-02
 

- strona główna -