<< wstecz
 

Tatry 27.12.2008 r. - 02.01.2009

dzień pierwszy

Lublin - Schronisko na Hali Ornak

Kolejny rok, kolejny Sylwester i wciąż te same Tatry. Tym razem w nieco zmienionym składzie - Magda, Ania, Marta, Krzysiek i Ela (czyli jak to mówi Krzysiek: sam babiniec), przemierzamy Dolinę Kościeliską na końcu której jest nasz cel czyli schronisko Ornak. Śniegu i mrozu, czyli tego czego nam brakowało w Lublinie, tu jest pod dostatkiem. Jak zwykle idziemy w ciemno, tzn. bez rezerwacji noclegów, ale odrobina adrenaliny nie zaszkodzi już na samym początku.

Kasia z recepcji poinformowała nas rzeczowo, ze noclegi owszem mamy, ale tylko do dnia 31 grudnia. Dzwonimy jeszcze do schroniska w Dolinie Chochołowskiej, ale tam sytuacja jest identyczna. Podejmujemy szybką decyzję: zostajemy tutaj, a martwić się będziemy później. Póki co mamy gdzie spać. Lądujemy w schowku na ziemniaki(tzw. pokoju dla VIP-ów). Nasz schowek znajduje się na poziomie piwnicy, a temperatura jaka w nim panuje jest zbliżona do temperatury na najwyższej półce lodówki. Osiem stopni na plusie nie jest jeszcze tak tragicznie, zwłaszcza, że na zewnątrz jest minus piętnaście. Ohhhh gdyby był Jojo na pewno by nam podgrzał atmosferę.....

dzień drugi

Tomanowa Dolina - Tomanowa Przełęcz (1586) - Suchy Tomanowy Wierch (1977)

Ruszamy na Tomanową Przełęcz (1586) z zamiarem wejścia na Tomanowy Wierch (1977). Nie zabieramy raków i tu niestety popełniamy błąd. Bo jak się później okazało pod puszystą warstwą śniegu czai się skorupa lodu. Przy bardziej stromym podejściu robimy kijkami stopnie. Tuż przed przełęczą rozdzielamy się. Krzysiek z Magdą, Anią i Martą idą wydeptaną ścieżką na lewo od przełęczy ku Stołom. Ela wprost na Tomanową Przełęcz - świeżutkim nietkniętym przez ludzką stopę śniegiem. W takim wypadku zawsze towarzyszy uczucie bycia pionierem, choć wcześniej tysiące butów przemierzały tę trasę, świeży śnieg sprawił, że trasa stała się niemal dziewicza. Nie widać również wydeptanej ścieżki na Tomanowy Szczyt. Ruszamy dalej w górę, jest coraz bardziej ślisko, z trudem wchodzimy na Suchy Tomanowy Wierch (1860) i niestety jesteśmy zmuszeni zrobić wycof. Bez raków, czekana jedynie z jabłuszkiem pod pachą, decyzja jaką podjęliśmy była chyba najrozsądniejsza.

dzień trzeci

Iwaniacka Przełęcz(1459) - Ornak ( Zadni Ornak - 1867, Pośredni Ornak- 1853, Skrajny Ornak - 1832) - Siwe Skały (1600-1860) - Siwa Przełęcz (1812)

Mróz , śnieg i słońce. Idealna przejrzystość i wspaniałe widoki, choć te same od lat cieszą tak jakbyśmy widzieli je po raz pierwszy, kiedy jako dzieci stawialiśmy na górskich szlakach swoje pierwsze kroki. Ukochane góry nigdy nie mogą się znudzić. Ks. R.E. Rogowski tak pisał o górach "Wprawdzie Bóg wszystko stworzył z niczego, to jednak góry stworzył z okruchów gwiazd"....i coś w tym jest.

O tej porze roku panuje tutaj pustka. Na szlaku spotykamy zaledwie parę osób. "Cześć", krótka wymiana zdań i każdy idzie w swoją stronę. Na grani ogarnia nas niesamowita zimowa aura, mróz szczypie nas w policzki, śnieg skrzypi pod butami i ta przestrzeń nieskażona przez cywilizację. Wszystko to sprawia, że ciało i dusza się radują. Doskonale widoczna jest stąd Dolina Tomanowa i Pyszniańska, Ciemniak, Tomanowy i Smreczyński Wierch. Kamienista, Błyszcz i Starorobociański Wierch. Idziemy dalej aż do Siwej Przełęczy, która rozdziela Dolinę Pyszniańska od Doliny Starorobociańskiej. Z niej można podglądać niedostępne dla turystów rejony Doliny Tomanowej i Pyszniańskiej. Robimy tutaj krótki odpoczynek - suszona mocno zamrożona kiełbaska i na szczęście jeszcze gorąca herbata. Wracamy tą samą droga do schroniska. Jutro idąc na Starorobocianski powtórzymy tę trasę.

dzień czwarty

Iwanicka Przełęcz(1459) - Ornak - Siwe Skały (1600-1860) - Siwa Przełęcz (1812) - Starorobociański Wierch (2176)

Starorobociański Wierch (2176), kształtem przypominający piramidę jest najwyższym szczytem w Tatrach Zachodnich po stronie polskiej . Wznosi się nad trzema dolinami: Starorobociańską, Gaborową i Raczkową. Nazwa szczytu pochodzi od dawnej Hali Stara Robota położonej w Dolinie Starorobociańskiej, która jest największym odgałęzieniem Doliny Chochołowskiej.

Dziś wstajemy jak nas wyjątkowo wcześnie, przed nami kawał drogi. Pogoda wciąż piękna, a mróz nadal trzyma. Ostatni raz na Starorobociańskim byliśmy kilka lat temu, pora więc zobaczyć co się zmieniło:) Wczorajszą trasę pokonujemy w tempie błyskawicznym - trening czyni mistrza:)Wejście na sam szczyt też nie sprawia większych trudności, oczywiście w rakach. Znajdujący się niemal w połowie łańcucha Tatr i górujący nad innymi w okolicach szczytami Starorobociański Wierch jest doskonałym punktem widokowym. Panorama z jego szczytu obejmuje zarówno Tatry Wysokie jak i Tatry Zachodnie. Szczególnie imponująco wygląda stąd: Bystra z Błyszczem, Kamienista, Ciemniak i Rohacze - dwa skaliste szczyty: Rohacz Ostry i Rohacz Płaczliwy, wyglądem bardziej przypominające szczyty Tatr Wysokich niż Tatr Zachodnich. Chwila odpoczynku, chwila na kontemplacje i zadumę i schodzimy. Idziemy dość sprawnie, czasem pomagamy sobie zjazdami na jabłuszkach. Na Ornakach zastaje nas zachód słońca, niesamowity, baśniowy, mieniący się odcieniami różu, czerwieni i pomarańczy feeryczny krajobraz. A gdzieś w oddali Babia Góra, Krzyż na Giewoncie...

W lesie panuje już mrok, schodzimy więc w towarzystwie czołówek.

dzień piąty

Staw Smreczyński - Jama Obłazkowa - Jaskinia Mylna - Wąwóz Kraków - Smocza Jama - Hala Pisana

Dziś Sylwester, robimy więc luźny dzień. Poza tym musimy się wynieść z pokoju i zająć jakieś miejsce na legowisko. Niestety nie zwolniły się żadne łóżka.

Rano do schroniska przychodzą nasi znajomi farmaceuci z Krakowa - Marek i Piotrek, razem z nimi idziemy na obchód Doliny Kościeliskiej. Na Hali Pisanej pozwalamy sobie na "małe" szaleństwa w śniegu - rolowanie, zakopywanie i zjazdy na jabłuszkach. Na pewno zatęsknimy za tym będąc na nizinach:) Krzysiek w tym czasie robi kurs do Kir po małe co nieco i oscypki.

Około godziny 17 zajmujemy stolik, pod którym zresztą zamierzamy spędzić też i noc. Oczywiście na parkiet wychodzimy pierwsze i jak zwykle rozkręcamy imprezę. Nie chwaląc się jesteśmy naprawdę w tym dobre:) Powoli ludzie wychodzą zza stolików i po kilku minutach całe schronisko tańczy. Świat wiruje, tchu brakuje, a wszystko to przy swojskich rytmach "disko góralo". O północy, sztuczne ognie, musujące wino Afrodyta tzw. szampan i życzenia ponownego spotkania się w Tatrach za rok.

Później już tylko tańce do rana, no może nie tak zgrabne i powabne jak przed północą, bo bąbelki i zmęczenie zrobiły swoje.

dzień szósty

Staw Smereczyński

Zmiętoleni i mocno niewyspani dowiedzieliśmy się, że możemy ponownie zająć łóżka w pokoju. Szybko się przenosimy i zasypiamy na kolejne parę godzin. Kiedy się budzimy na zewnątrz panuje już zmierzch, a więc przespaliśmy niemal cały dzień, ale coś za coś. Idziemy tylko na krótki spacer nad staw.

dzień siódmy

Schronisko na Hali Ornak - Lublin

Ciepło, miękko, miło, aż wstawać się nie chce, po pierwsze no właśnie że ciepło i przyjemnie po drugie, że pora wracać do domu, do pracy i obowiązków, ehhhh życie...

Dodano: 2009-01-03
 

- strona główna -