<< wstecz
 

Początki zimowego wspinu 28-30.01.2011r.

Jak każdy początek, ten też był trudny. Nowo nabyty sprzęt do zimowej wspinaczki nieco przerażał. ...ciężki , sztywny, niewygodny, ale była tez ogromna ciekawość jak to będzie.
Jadę. Lublin-Kraków(krótki nocleg u Magdy i Marka)- Zakopane - Kuźnice i „biegiem” do Betlejemki, bo tam już czeka na mnie moja partnerka wspinaczkowa - Ania. Piję herbatę, jem naleśnika, przepakowuję się i idziemy na swoją pierwszą zimową drogę – Kochańczyka (Kocioł Kościelcowy- Środkowa Grzęda) Podobno nietrudna, w sam raz dla takich ja my, początkujących. Kiedy dochodzimy na miejsce, jeszcze ktoś w niej siedzi. Czekamy więc na swoją kolej. Po około 30 minutach wbijamy się w ścianę - Ania prowadzi.


Ja asekuruję i marznę. Takie już są uroki zimowego wspinu. Kiedy dochodzę do Ani nie mam czucia w palcach u rąk. Jęczę z bólu i wściekam się na „super” rękawiczki. Po paru minutach wraz z bólem wraca krążenie. Podejmujemy jednak decyzję o wycofie. Jest już późno. Szkoda, bo przyjechałyśmy właściwie tylko na weekend…

Na szczęście sprzyjała nam pogoda, bezchmurne niebo, słońce i mróz ok. -15 st.
Następnego dnia robimy wczesnoporanny wymarsz z Betlejemki z Krzyśkiem i jego kursantami. Na Czarnym Stawie rozdzielamy się – oni skręcają na drogę Potoczka, my idziemy dokończyć naszą. Kiedy dochodzimy pod ścianę szukam raków w plecaku. Nie ma! Zostały w Betlejemce pod łóżkiem - stwierdzam z przerażeniem. Jest mi strasznie głupio przed Anią. Ech, ta skleroza… nie namyślam się długo, zostawiam plecak i biegnę po raki… Po ok. 45 minutach jestem już z powrotem. Ania gotowa do wspinu, więc czym prędzej wskakuję w uprząż i ją asekuruję.


Wiem , że zmarzła czekając na mnie. Dochodzę do Ani, a następnie prowadzę dwa kolejne wyciągi. Po drodze zostawiam swoje kubki smakowe na młotku czekana. Odrywam z bólem. Niedługo potem odruchowo biorę kostkę w zęby (nawyk z lata). Kostka przykleja się do ust i całkiem nieźle się trzyma, zdecydowanie lepiej niż w kiepskiej rysie:-). Dziaba za dziabą, rak za rakiem, coraz wyżej. Zaufanie do sprzętu rośnie. Radość i frajda też coraz większa. Ostatni wyciąg, stanowisko i już widzę Anię. Jeszcze zjazd – lekko ekstremalny i możemy zaliczyć drogę do zrobionych.


Niedziela, krótki spacer po Hali i schodzimy do Zakopca. Pogoda wciąż piękna, aż nie chce się wracać. Obiad w naszym, zresztą ulubionym, Fisie (tanio i smacznie, a to że mało ekskluzywnie to dla nas akurat najmniej istotne, poza tym mam sentyment do tego baru….) i o 14.00 ruszamy do Lublina.

Ciąg dalszy naszej zimowej przygody ze wspinaniem nastąpił miesiąc później. Tym razem pojechałyśmy do MOKA, gdzie od tygodnia trwało zgrupowanie sportowe kobiet, w którym wzięły udział uczestniczki wyprawy wysokogórskiej Polskiego Związku Alpinizmu - pierwszej od ponad 25 lat polskiej kobiecej wyprawy w Himalaje. Jak zwykle załapałyśmy się na samą końcówkę, ale i tak cieszyłyśmy się, że udało nam się wyrwać z Lublina choć na weekend.


Podejście do Morskiego Oka nie należy do moich ulubionych. Latem gęsto jak na Krupówkach, śmierdzący asfalt i biedne konie ciągnące leniwych turystów. Już nie pamiętam kiedy ostatni raz szłam tędy w sezonie wakacyjnym. Na szczęście zimą jest tu zdecydowanie przyjemniej. Asfalt przykryty śniegiem i znacznie mniej turystów, dla których trasa do Morskiego Oka równa się ekstremalna wyprawa. I dobrze:-). Niestety po drodze spotykamy tych, którzy wycieńczonym głosem pytają się nas czy w schronisku sprzedają piwo…………….. wrrrrrrrr………….brak komentarza………….


Po dotarciu na miejsce szukamy Duśki i reszty dziewczyn. Wszystkie już się pakują z zamiarem powrotu do domu jeszcze dziś wieczorem. Nie czuję się dobrze, niestety gorączka zamiast obniżyć się po sporej dawce leków przeciwgorączkowych, znacznie wzrosła. Dzisiaj wybieramy się tylko na rekonesans.


Następnego dnia ruszamy na lodospady niedaleko Czarnego Stawu. Wspinaczka w lodzie okazuje na tyle atrakcyjna, że spędzamy w lodzie więcej czasu niż początkowo planowałyśmy.
Popołudniu przedzieramy się przez śniegi, by obejrzeć sobie z bliska drogi wspinaczkowe, które w przyszłości można by „załoić”.


Aby zobaczyć galerię kliknij na zdjęcie poniżej:

Tatry 28-30.01.2011








Dodano: 2011-01-05
 

- strona główna -