<< wstecz
 

Rzędkowice - Mirów 15-17 lipiec 2011r.

Tym razem zdecydowanie większą grupą spotkaliśmy się na kempingu w Rzędkowicach. Kiedy przyjechaliśmy we troje (Krzysiek, Janek i ja), Ania z Martą i Agata z Marcinem (Dragonem) właśnie rozbijali namioty. A w sobotę przed południem dojechały dziewczyny z Białej Podlaskiej – Ania, Gosia i Agnieszka, no i Maciek, czyli była nas cała gromada – członków i sympatyków WKW :-)


Początkowo planowaliśmy jechać motocyklem, ale jak zwykle były obawy, że pogoda popsuje się. Jak wyjeżdżaliśmy z Lublina było jeszcze słonecznie, ale Janek był pewien na 100%, ze lunie, no i lunęło już za Kraśnikiem, a skończyło dopiero tuż przed skałkami. Czyli podjęliśmy słuszną decyzję, chociaż Krzysiek był przekonany, że w taki deszcz można spokojnie jechać motocyklem.


W sobotę rano ruszyliśmy od razu do Mirowa, licząc, ze uda nam się zaczepić na Ringach Kursowych. Niestety pod ścianą był już ścisk. Szukaliśmy więc dalej. Nieopodal Turni Kukuczki, samotnie stała Krótka Grzęda. Po wstępnych oględzinach i przestudiowaniu skałoplanu stwierdziliśmy, że znajdzie się tu coś dla nas.


Dwie piątki z plusem - Ćwierćwiecze i Prawy Zygzak wyglądały dość syto i jednocześnie „do zrobienia” . My nie leszcze;-), więc oczywiście nadal trzymamy się postanowienia, aby nie wędkować. Poszło w miarę gładko. Oczywiście „z dołu” wszystko wygląda inaczej, więc jak zwykle odcinek łatwy był trudny, a trudny okazał się w miarę łatwy :)


Później przenieśliśmy się w znany już nam rejon Małego Cyrku. Mieliśmy tu pozostawionych kilka dróg. Krzysiek zrobił czwórkową Prawą Studnię, ja zaszalałam na Skale XL, na drogach EB V+ i Kurka Blaszka VI-. Było dość ciężko i nieźle się napociłam na tej szóstce, ale niestety "mocy nie przybywa na pobożne życzenie" jak to powiedział Robin Erbesfield, więc zabrakło mi jednego ruchu, aby móc zaliczyć drogę do załojonych.


Na koniec dnia jeszcze raz spróbowaliśmy uderzyć na czwórkowe Ringi Kursowe. Tym razem udało się. Droga z wyceną IV, długości 20 metrów, o charakterze tatrzańskim okazała się bardzo przyjemna na zakończenie dnia.
W pełni usatysfakcjonowani ruszyliśmy w kierunku karczmy, a potem na kemping.


W niedzielę miało padać, tymczasem było bardziej ciepło i bardziej słonecznie niż wczoraj.
Rano poszliśmy do naszego JKW, porozmawiać o sprawach poważnych. Miało nam to zająć nie więcej niż pół godziny, tymczasem przegadaliśmy przynajmmniej półtorej, no i nie zostało już wiele czasu na wspin.


Już spakowani pojechaliśmy pod Aptekę z zamiarem zrobienia chociaż jednej drogi, ponieważ czekała nas jeszcze podróż do Krakowa po Magdę. Droga Anacolut V+ w pełni nas zadowoliła i spokojnie mogliśmy wrócić do domu.







Dodano: 2011-08-12
 

- strona główna -