<< wstecz
 

Pierwsza niedziela czerwca w Poleskim Parku Narodowym 01.06.2008

W naszych motocyklowych wyprawach dużo zależy od aury, która niestety ostatnio dała nam mocno popalić. Tym razem nie mieliśmy na co narzekać, bo już od dawna czekaliśmy na taką właśnie pogodę.

Z całego weekendu została nam wolna tylko niedziela i to nawet niecała, gdyż nasze koty stanowczo domagały się długiego spaceru. Zanim więc dosiedliśmy "rumaka" podreptaliśmy z sierściuszkami na pobliski poligon.

Czasu pozostało niewiele, bo już prawie południe, padło więc na Poleski Park Narodowy. Tak blisko, a nigdy nie udało nam się tam dotrzeć w końcu więc nadarzyła się okazja.

Poleski Park Narodowy położony jest w centralnej części Równiny Łęczyńsko - Włodawskiej i obejmuje swoim obszarem krawędzie sąsiednich regionów - Garb Włodawski i Pagórki Chełmskie. Wszystkie te mezoregiony wchodzą w skład Polesia Zachodniego, które z kolei jest częścią Polesia sięgającego na wschód aż po rzekę Desnę.

W PPN najcenniejsze środowiska związane są z wodą. To właśnie torfowiska, podmokłe lasy i łąki, jeziora i rozlewiska stanowią o charakterze i unikalności tego terenu.

W Urszulinie wstępujemy do budynku w którym mieszczą się biura PPN, zaopatrujemy się w mapkę i atlas. Pan z biura pokazuje nam hodowlę żółwi błotnych. Żółwie są jeszcze maciupkie, ale już wystarczająco gotowe do wypuszczenia do warunków naturalnych. Na wolności są jednak bardzo płochliwe, więc spotkanie ich nie jest wcale takie łatwe.

Po dotarciu na miejsce, mamy do wyboru zwiedzanie muzeum, kilka ścieżek poznawczych o różnej długości i szlaków. Muzeum zostawiamy na koniec wycieczki, z pięciu ścieżek wybieramy ścieżkę poznawczą "Spławy". Zanim jednak na nią wychodzimy, kustosz muzeum proponuje nam zobaczenie małego boćka, który wypadł z gniazda. Idziemy więc do woliery niedaleko muzeum i odnajdujemy na oko miesięcznego, już upierzonego pisklaka, który sobie smacznie śpi w zadaszonej budce. Jeszcze przez chwilę rozmawiamy z panem od muzeum i ruszamy w swoją stronę.

Upał doskwiera, ale komary tzn. komarzyce i inne latające, i gryzące stwory jeszcze bardziej. Na szczęście mamy ze sobą anty bzzzz...........

Początek naszej ścieżki znajduje się kilkaset metrów od muzeum, idziemy więc rozgrzanym asfaltem przez wieś Załucze Stare, poczym skręcamy w prawo w polną drogę. Mamy przed sobą 3,5 - kilometrową trasę prowadzącą wśród torfowisk. Początkowo ścieżka prowadzi przez łąki kośne, już tu zauważamy chronione gatunki roślin, między innymi storczyki - kukułkę plamistą oraz kruszczyka błotnego. Po pierwszej części trasy wchodzimy na drewnianą kładkę prowadzącą do jeziora Łukie. Kładka początkowo prowadzi przez zabagnione łąki, torfowisko, a następnie wchodzi w las - brzezinę bagienną. Tutaj króluje już tylko natura - powalone pnie, wielogatunkowy podszyt i bujne runo wskazują na wstrzymanie ingerencji człowieka w ten ekosystem. Dochodzimy do końca trasy, gdzie znajduje się jezioro Łukie , a kiedyś również była tu "Rybakówka" - dwór szlachcica Olesińskiego, właściciela jeziora i przyległych gruntów.

Pomost widokowy jest niestety zamknięty z powodu uszkodzenia. Postanawiamy jednak sprawdzić czy uszkodzenia są na tyle poważne, że nie damy rady przejść. Przeskakujemy szlaban. Pomost jest dość długi prowadzi wśród szuwar trzcin i pałek wodnych w głąb jeziora. Powoli otwiera nam się cudowny widok na całe jezioro, mocno porośnięte osoką aleosowatą. Jesteśmy sami, więc pozwalamy sobie na lekki luzik - zdejmujemy buty i urządzamy mały piknik wśród koncertujących żab. Chciałoby się tu jeszcze zostać, ale jak zwykle czas jest nieugięty. Droga powrotna prowadzi tą samą trasą, więc staramy się iść szybko.

Do zwiedzenia pozostało nam muzeum. Oglądanie martwych eksponatów w muzeum przy takiej pięknej pogodzie nie wydaje się niczym przyjemnym. A jednak różnorodność zgromadzonych eksponatów zarówno archeologicznych, etnograficznych, historycznych (militaria, numizmaty, dokumenty) jak i przyrodniczych, a także zbiorów prezentujących dziedzictwo kulturowe Polesia Zachodniego, sprawiły, że spędziliśmy w muzeum nieco więcej czasu niż początkowo zamierzaliśmy. W wiacie muzealnej znajdują się duże eksponaty etnograficzne, które nie zmieściły się w muzeum. Szczególną uwagę zwróciliśmy na sąsieg - pojemnik na zboże wydłubany z jednego pnia 250 letniej sosny.

Mieliśmy jeszcze trochę czasu pojechaliśmy więc nad "Durne Bagno". Z 7- metrowej wieży widokowej można podziwiać jedno z największych w regionie torfowisk wysokich gęsto porośnięte owocującą wełnianką.

Anty bzzzz....przestało chyba działać, bo zaatakowała nas chmara bagiennych, wygłodniałych komarzyc, czym prędzej więc wpakowaliśmy się na motocykl i ruszyliśmy do domu z planami ponownego powrotu w najbliższym czasie.


Dodano: 2008-06-01
 

- strona główna -