<< wstecz
 

Tydzień w Paryżu lipiec 2014

Paryż to najczęściej odwiedzane miasto świata, miasto luksusu, stolica mody gdzie życie toczy się na wielkich bulwarach. Zachwyca, oczarowuje ale jak każde miasto ma miejsca, których najchętniej by się nie widziało. Mamy tydzień na odkrywanie Paryża to na pewno zbyt mało ale też i wystarczająco dużo by zobaczyć to, co zobaczyć chcemy.

Niedziela
Pada. Czasu niedużo więc nawet deszcz nie może zatrzymać nas w domu (prawdziwym francuskim domu, bo jesteśmy z wizytą u znajomych). Metrem jedziemy na Avenue des Champs-Elysees (czyli Aleja Pola Elizejskie). Chyba najbardziej znana aleja w Paryżu, chociażby z piosenki Joe Dassina „Aux Champs Elysees”, której refren brzmi tak…
„…Na Polach Elizejskich, na Polach Elizejskich
W słońcu, w deszczu, w południe, o północy
Tam jest wszystko czego chcecie, na Polach Elizejskich…”
Najbardziej reprezentacyjny, modny deptak dla najbogatszych (ale i biedni też mogą nim sobie podreptać) z drogimi sklepami, luksusowymi restauracjami, gdzie skromny zestaw śniadaniowy kosztuje bagatela 30 euro. W rankingu na dziesięć najdroższych ulic świata zajmuje trzecią pozycję. Na pierwszej jest Causeway Bay w Hongkongu w Chinach, a na drugiej Piąta Aleja w Nowym Jorku w Stanach Zjednoczonych.


No, no nieźle trafiliśmy. Wyciągamy swoje kanapki i dalej przemierzamy ten elitarny deptak. Mijamy salon luksusowej marki Louis Vuitton. Kolejka niebywała niczym w Polsce na otwarcie nowej galerii handlowej. Zatrzymujemy się oglądamy wystawę. Nie wiem, może jestem inna ale jakoś mnie ten cały „barok” nie urzeka, przegryzając bagietkę z francuskim serem pleśniowym zerkam kątem oka na swoje buty za 40 zł i na te z wystawy Louisa Vuittona i świadomie po raz drugi wybieram swoje ciżemki.
Paryż powoli szykuje się do obchodów święta narodowego, które przypada 14 lipca. Aby upamiętnić Rewolucję Francuską na Polach Elizejskich organizowana jest parada wojskowa z pokazem odrzutowców oraz inne atrakcje, których nam już nie będzie dane zaznać. Wzdłuż słynnego deptaka zawisły już francuskie flagi, a teraz montowane są trybuny.

Brodząc w tym przepychu i kałużach dochodzimy w końcu do Łuku Triumfalnego. Zaczyna nieźle lać i zacinać, tania francuska parasolka zaczyna nadymać się w różne strony. Wygląda na to, że Łuk Triumfalny zostanie dokładnie prześledzony. Razem z tłumem turystów różnej narodowości, ale raczej niefrancuskiej wpatrujemy się w ściany łuku, czytamy napisy i odnajdujemy również polskie nazwiska i nazwy miejscowości Chłopicki, Dąbrowski, Wrocław, Pułtusk, Gdańsk….
Łuk Triumfalny został zbudowany na życzenie Napoleona Bonaparte, jest narodowym symbolem siły militarnej Francji o czym świadczy Tombe du Soldat czyli Grób Nieznanego Żołnierza jest również jednym z wielu punktów widokowych Paryża, z którego rozciąga się panorama na Place de L’Etoile (Plac Gwiazdy). Kiedy tylko deszcz nieco traci na sile i wiatr ucicha szybko przemieszamy się na drugą stronę Pól Elizejskich i z zamiarem przeczekania niesprzyjającej aury wstępujemy do jedynej „restauracji” na tej luksusowej ulicy na jaką nas stać, a mianowicie do Mc Donalda, gdzie w przeciwieństwie do naszych „polskich” Donaldów można kupić piwo. Po całonocnej podróży i zaledwie kilku godzinach snu, mamy już dość zwiedzania. Idziemy jeszcze na wieczorną mszę do polskiego kościoła, a potem na kolację do naszego francuskiego domu.
Po mszy zachodzimy jeszcze do polskiego sklepiku, ruch spory , a można tu kupić wędliny, konserwy, obiadki w słoikach firmy Pudliszki, przetwory różniaste, a nawet na miejscu zjeść szarlotkę. Pod kościołem również mini handelek się kręci, polskie tytuły czasopism na jednym stoisku, a na drugim maślanka i serek z Krasnegostawu, ale zrobiło się swojsko :-).

Poniedziałek
Spędzenie choć jednego dnia w Disneylandzie jest marzeniem chyba większości dzieci. Ja jednak sobie nie przypominam abym śniła w dzieciństwie o takich bajerach. Kiedy byliśmy dziećmi oglądało się „Reksia” oraz „Bolka i Lolka”, a o różowych księżniczkach nikt nic słyszał .
W każdym razie dziś jedziemy do Disneylandu z dzieckiem w brzuchu :-) przez co mamusia będzie musiała zadowolić się jedynie jazdą w kolorowych filiżankach i na karuzeli z konikami. Większość atrakcji jest dla kobiet z brzuchami zabroniona, wiszą nawet stosowne tabliczki. No, cóż…kiedyś to jeszcze nadrobię.


Z Paryża wyruszamy wcześnie rano, najpierw wsiadamy do metra, a następnie do pociągu RER docierając do podparyskiej miejscowości Marne-la-Vallée gdzie znajduje się właśnie Disneyland. Wchodzimy z pierwszą falą gości więc do najciekawszych atrakcji nie ma większych kolejek, ale niestety i tak swoje trzeba odstać czyli około 20 minut. Kiedy Magda, Bożena i Krzysiek fruwają w powietrzu z głowami w dół ja podziwiam otoczenie, bo oprócz kolorowych zameczków z bajek, mostków i mosteczków, statków, jaskiń itp. jest również piękna egzotyczna roślinność, szumiące wodospady i potoczki z dzikim ptactwem. Nie powiem, że całej reszcie nie zazdroszczę ale cóż począć. W końcu i ja doczekałam się atrakcji, były wspomniane filiżanki na które Krzysiek nie dał się namówić, ale już karuzeli z konikami nie mógł mi odmówić :-) szkoda tylko, że udało mu się dosiąść najmniejszego z koników, ymm dzieci były sprytniejsze.

Był tez rejs statkiem i samoloty :-) , a na zakończenie dnia parada postaci z disneyowskich bajek, a więc rzesze księżniczek i książąt w karocach wysyłających czułe całusy rozentuzjazmowanemu tłumowi, stado krasnoludków tych od śpiącej królewny, kosmiczne stwory z gwiezdnych wojen itd. ale i tak największą furorę wśród dzieci zrobił wjazd Myszki Miki w kilku wersjach. No i cóż wesoło, kolorowo, atrakcyjnie zarówno dla dzieci jaki i dorosłych i makabrycznie drogo, ale i tak w sklepach z pamiątkami, których jest tu cała aleja dzieciom nikt nie żałuje, prawie każde wychodzi z uszami Myszki Miki i kilkoma siatami różnych kolorowych gadżetów.
Byliśmy, widzieliśmy, poużywaliśmy i chętnie jeszcze raz przyjedziemy z naszą Kingą (albo Pawłem) i może jej nawet uszy Myszki Miki kupimy.

Wtorek
Po poniedziałkowej zabawie przyszedł czas na poważne, dorosłe zwiedzanie. Jedziemy zatem metrem do centrum i zaczynamy pieszą wycieczkę.
Najpierw idziemy do Sanktuarium Cudownego Medalika, gdzie oprócz zwiedzania chcemy uczestniczyć we Mszy św. Nie tak można sobie wyobrażać jedno z najbardziej znanych Sanktuariów na świecie i miejsce masowych pielgrzymek . Rue du Bac nr 140, właściwie to mało ciekawa, szara ulica, brama wejściowa, którą bardzo łatwo przeoczyć i pójść dalej.

Kaplica Matki Bożej Cudownego Medalika znajduje się na terenie macierzystego Zgromadzenia Sióstr Szarytek. Jest to niewielka kaplica, upamiętniająca jedno z objawień maryjnych z 1830 roku. Matka Boża objawiła się w kaplicy klasztoru stojąc na kuli ziemskiej. W rękach trzymała globus z krzyżem u szczytu. Potem pokazała kształt i treść medalika, który poleciła rozpowszechniać. Na medaliku widoczna jest Jej postać stojąca na ziemskim globie, a Jej noga depcze głowę węża. Wokόł postaci Najświętszej Dziewicy biegnie napis „O Maryjo bez grzechu poczęta, mόdl się za nami, ktόrzy się do Ciebie uciekamy”.
Na odwrocie medalika krzyż i dwa serca otoczone cierniem oraz 12 gwiazd apokaliptycznych. Św. Katarzyna Laboure otrzymała misję rozpowszechniania medalika wiele lat przed proklamacją Dogmatu o Niepokalanym Poczęciu przez papież Piusa IX, 8 grudnia 1854 r.
Niedaleko Sanktuarium Cudownego Medalika znajduje się kaplica św. Wincentego a Paulo patrona dzieł miłosierdzia, gdzie znajdują się relikwie świętego. Do której oczywiście też zachodzimy. Kolejnym obiektem zwiedzania jest La Basilique du Sacre-Coeur czyli Bazylika Najświętszego Serca Jezusa. Bazylika wznosi się na 130 m wzgórzu Montmartre skąd rozciąga się widok na niemal cały Paryż. Na wzgórze można wjechać naziemną kolejką lub wejść pieszo szerokimi schodami co też wybieramy. Bazylika swoim wyglądem przypomina wenecką bazylikę św. Marka, zbudowana została z białego kamienia – trawertynu. Jej jasne oblicze kontrastuje z nasyconą zielenią otoczenia i błękitem nieba, a jej wyciszone wnętrze z gwarem jakim panuje na schodach wiodących do jej wnętrza. Bazylika jest drugim najważniejszym katolickim ośrodkiem w Paryżu, to tu, a dokładnie w krypcie św. Teresa z Lisieux poświęciła się Sercu Jezusa.
Następnie idziemy na położony w pobliżu Place du Tertre, który stanowi centrum Montmartru. Codziennie można spotkać tu licznych artystów malarzy i oczywiście tłumy turystów. Dawniej w okolicach placu mieszkało wielu znanych artystów, np. Pablo Picasso, van Gogh, Verlaine, Liszt czy Chopin.
Montmartre uchodzi za jedną z najpiękniejszych dzielnic Paryża jeśli chodzi o architekturę i panującą tam atmosferę. Może i faktycznie coś w tym jest, taki Paryż w pigułce, Paryż z francuskich filmów np. zdjęcia do najbardziej znanego francuskiego filmu „Amelia” były realizowane właśnie w tej dzielnicy, a tytułowa bohaterka pracowała w jednej z kawiarni na Montmartre. Wąskie uliczki, zatłoczone małe kawiarenki z wylewającymi się stolikami na zewnątrz oraz panorama Paryża rozpościerająca się przed turystami. Wszystko to sprawia, że jest to miejsce bardzo chętnie odwiedzane.

Z dzielnicą Monmartre nieodzownie związane są wiatraki ten najbardziej znany Moulin Rouge, w którym obecnie mieści się kabaret i ten mniej znany i owiany przygnębiająca historią Moulin de la Galette (właściciel Moulin de la Galette został ukrzyżowany na skrzydłach wiatraka w 1814 roku przez żołnierzy rosyjskich), gdzie mieści się restauracja, która również pojawia się w scenach filmu „Amelia”.

Czas na Dzielnicę Czerwonych Latarni i niewinny w świetle dnia oraz mroczny, niebezpieczny nocą Plac Pigalle. Może niektórzy pamiętają hasło "W Paryżu najlepsze kasztany są na placu Pigalle", którym posługiwali się francuscy antyfaszyści w serialu "Stawka większa niż życie"; odzewem było "Zuzanna lubi je tylko jesienią" :-). Oczywiście żadnych kasztanów na Placu Pigalle nie ma, no teraz to nie sezon na nie, ale i w sezonie ich tutaj nie znajdziemy. Obok licznych sklepów z instrumentami muzycznymi znajdziemy tu przede wszystkim kabarety, sex shopy, hotele na godziny, kina, słabo oświetlone bary itp. atrakcje. Plac Pigalle nazwę swoją zawdzięcza osiemnastowiecznemu rzeźbiarzowi francuskiemu Jean-Baptiste Pigalle (1714-1785). Szczerze mówiąc ten cały Plac Pigalle nie robi na nas żadnego wrażenia, trochę tu byle jak, obskurnie… no chyba, że nocą jest na co popatrzeć :-).

Kolejnym punktem w planie zwiedzania jest gotycka Katedra Notre Dame, która należy do jednych z najbardziej rozpoznawalnych świątyń na świecie, między innymi dzięki powieści francuskiego pisarza Victora Hugo „Dzwonnik z Notre Dame”, który nazwą Katedrę Notre Dame "potężną kamienną symfonią". Katedra usytuowana jest w południowo – wschodniej części wyspy Île de la Cité na Sekwanie – w samym sercu Paryża i jednocześnie najstarszej części miasta. Budowa katedry rozpoczęła się w 1163 roku, kiedy to ówczesny biskup Paryża Maurice de Sully nakazał zburzenie Rzymskiej świątyni i wybudowanie na jej miejscu potężnej katedry sławiącej Matkę Boską (Notre Dame w tłumaczeniu Nasza Pani). Budowa świątyni zakończyła się około roku 1345.
Na olbrzymim Dziedzińcu Notre-Dame - Plac Jana Pawła II (nazwa nadana 3 września 2006 dla uczczenia św. Jana Pawła II)od samego rana stoi niekończąca się kolejka jednak nam udaje się ominąć ten problem bezproblemowo :-). A w samej świątyni trochę ciemno i ponuro, jedynie liczne witraże wprowadzają piękną i tajemniczą grę światła co sprzyja wyciszeniu i modlitwie. Zwiedzamy skarbiec (wejście do katedry jest bezpłatne, jednak aby zwiedzić skarbiec trzeba kupić bilet w cenie 4 euro). W skarbcu katedralnym znajduje się relikwiarz drzewa Krzyża Świętego, który był obecny przy koronacji królów Polski poczynając od czasów Władysława Jagiełły. Stanowił on część skarbca koronnego, który w 1669 roku wywiózł bezprawnie po abdykacji król Jan II Kazimierz. Liczne kaplice ozdobione pięknymi witrażami, których w całej budowli można znaleźć bardzo dużo. Na szczególną uwagę spośród witraży zasługują rozety, które są jednym z największych arcydzieł sztuki chrześcijańskiej. Największa północna ma ponad 21 m średnicy, zachodnia na głównej fasadzie ok. 10 m, a od południowej strony 13 m. Po wyjściu z Katedry po wielu dniach w końcu pojawiło się słońce i niebo zrobiło się błękitne, aż miło. Siadamy zatem na ławeczce w małym parku przy katedrze. Z ławki wciąż możemy podziwiać Notre Dame, trochę odpoczynku przed kolejną częścią zwiedzania Paryża. Jemy kanapki, karmimy wiecznie głodne paryskie gołębie, które chyba już zawsze będą kojarzyły mi się z powieścią Williama Whartona „Spóźnieni kochankowie”, którą przeczytałam będąc jeszcze na studiach, a której akcja toczy się rzecz jasna w Paryżu.

A może zobaczymy teraz Panteon, pada propozycja. Czemu by nie, zatem kierujemy się w jego stronę. Zanim jednak dotarliśmy na miejsce rozpadała się potężna ulewa. Na początku próbowaliśmy brnąć dalej pod parasolami, ale kiedy zaczęliśmy brodzić po kostki w wodzie, a deszcz zacinał z każdej strony, schowaliśmy się pod najbliższym zadaszeniem. Jednak i tu wkrótce dopadł nas deszcz.
Cali mokrzy szybko przebiegliśmy na drugą stronę ulicy, gdzie mieści się angielski pub, że też wcześniej go nie zauważyliśmy. Krzysiek piwo, a my herbatę i gorącą czekoladę. Padało dość długo więc nawet zdążyliśmy trochę podeschnąć, a kiedy nieco się przejaśniło ruszyliśmy wprost na Panteon, który mieści się w Dzielnicy Łacińskiej Paryża. Panteon został wybudowany na wzgórzu św. Genowefy i jest miejscem pamięci i pochówku najwybitniejszych Francuzów. W kryptach pod budynkiem znajduje się 67 grobów, w tym między innymi grób J. J. Rousseau, Woltera, Emila Zoli, Piotra i Marii Curie oraz wiele innych. Budynek powstał w miejscu starochrześcijańskiej świątyni z VI wieku. W XVIII wieku Ludwik XV przebudował popadające w ruinę opactwo na neoklasycystyczną świątynię, na planie krzyża greckiego z kopułą centralna oraz 4 mniejszymi kopułami i kolumnowym portykiem wejściowym. Budowla powstawała przez 30 lat. Tutaj widnieje słynne hasło „Wielkim ludziom wdzięczna ojczyzna”.

Środa
Na dzisiaj mamy plan nieco mniej napięty. Najpierw wieża Eiffla, potem rejs Sekwaną, a później się zobaczy… Jak zwykle pochmurno ale jeszcze nie pada, w każdym razie bez parasoli nie ruszamy się nigdzie.
Widać ją z każdego punktu Paryża, metalowa konstrukcja o wysokości 324 metrów to dziś niewątpliwy symbol stolicy Francji. Została wybudowana w 1889 r. z okazji setnej rocznicy rewolucji francuskiej.

Początkowo budziła liczne kontrowersje gdyż niektórym nie było w smak, że ta stalowa piramida wyrosła niespodziewanie wśród zabytkowej zabudowy miasta. Przed jej rozebraniem, które miało nastąpić po 20 latach, a do którego nie chciał dopuścić sam Gustav Eiffel, uratowało ją po części założone przez niego laboratorium aerodynamiczne i meteorologiczne jednak przede wszystkim umieszczenie na jej szczycie telegrafu „bez drutu” (spore zasługi miał w tym wszystkim Julian Ochorowicz – polski wynalazca i konstruktor, ale też filozof, psycholog, lekarz, pedagog, radioelektryk, biofizyk, pisarz i publicysta, ojciec parapsychologii, hipnotyzer, okultysta, budowniczy, teoretyk pozytywizmu, deweloper, a do tego - dla jednych wizjoner i prorok, dla innych szarlatan i dziwak.
Obecnie Wieża Eiffla przyciąga jak magnes turystów z całego świata. Na jej tle ustawiają się kolejne pary nowożeńców do ślubnych sesji, znajduje swe miejsce na wielu płótnach sprzedawanych za duże pieniądze, na każdym straganie z pamiątkami można kupić miniaturkę wieży i niemal na każdej pocztówce widnieje ta kontrowersyjna żelazna dama. Do kas biletowych zniechęcające kolejki, na szczęście do tej kasy gdzie kupuje się bilety na pieszo po schodach kolejka „idzie” migiem.
Wieża Eiffla składa się z trzech poziomów. Na pierwszym znajduje się taras widokowy, sklepiki z pamiątkami, kawiarnie, na drugim restauracja, a na ostatnim oprócz podziwiania panoramy Paryża można zobaczyć woskową figurę autora wieży Gustav’a Eiffla. Na pieszo można wejść tylko do drugiego poziomu ale jest to wysokość zupełnie wystarczająca aby obejrzeć Paryż z lotu ptaka.
Problemów z wejściem na drugi poziom nie mieliśmy w końcu nie takie szczyty się zdobywało :-)
A panorama z wieży Eiffla, może dachu w piersiach nie zapiera ale jest na co popatrzeć, a Maurice Chevalier – francuski piosenkarz i aktor tak oto skomentował widoki z wieży
„Paryż najpiękniej wygląda z wieży Eiffla, chociażby dlatego, że jej stamtąd nie widać”.
Nasyceni widokami Paryża z lotu ptaka, schodzimy na dół. Pod wieżą wciąż długa kolejka, kierujemy się na Champ de Mars czyli Pola Marsowe i jak większość fotografujemy się z wieżą Eiffla :-). Kupujemy watę cukrową i lody i idziemy nad Sekwanę aby popływać statkiem i tym razem popatrzeć na Paryż z persepektywy wody. Większość statków, jak zauważyliśmy, nosi nazwy aktorów, my płyniemy akurat Brigitte Bardot.

Zajmujemy pierwsze miejsca aby mieć jak najlepsze widoki, w słuchawce-przewodniku szukamy języka polskiego, niestety nie ma ale jest angielski dla Magdy, rosyjski dla Krzyśka i włoski dla mnie, Bożena nie ma kłopotów z francuskim, tak więc sobie poradzimy. Zaczyna kropić ale na szczęście nasz statek ma dach, a nawet pleksowe zasuwane szyby, szkoda tylko, że zdjęcia będą marnej jakości. Nasz rejs po Sekwania trwa godzinę w tym czasie płyniemy wzdłuż najwspanialszych paryskich zabytków oraz po malowniczym kanale Saint Martin, przepływamy pod licznymi mostami, a pod jednym z nich – Pont Marie cmokamy się i myślimy sobie życzenie, bo jak głosi legenda spełni się jeśli zachowamy je w tajemnicy.
Kiedy schodzimy na ląd pada jak z cebra i robi się chłodno. Zastanawiamy się jakby tu jeszcze wykorzystać dzień. Może jakieś muzeum? Krzysiek proponuje Centrum Nauki i Przemysłu.
Zatem jedziemy. Niestety my sami nie zwróciliśmy uwagi na godziny otwarcia ale też i pani w kasie nie poinformowała nas, że mamy zaledwie dwie godziny na zobaczenie wszystkiego. Na dodatek byłam zła bo znowu kobiety z brzuchami miały ograniczone wejścia, np. do łodzi podwodnej, a nie było tam nic takiego co by mogło być dla mnie i dla dziecka niebezpieczne. Ech, ci przewrażliwieni Francuzi. Gonieni czasem zaledwie „po łebkach” zdążyliśmy cokolwiek zobaczyć. Opuszczając budynek byliśmy mocno zawiedzeni i jeszcze ten deszcz, brrrrrrrrrrr. W przemoczonych butach dotarliśmy do domu, na pocieszenie czekał jak zwykle suto zastawiony stół francuskimi smakołykami i prawdziwym szampanem :-).

Czwartek
Dziś Luwr, dawniej pałac królewski w Paryżu, obecnie jedno z największych, najbardziej znanych i najczęściej odwiedzanych muzeów na świecie.
Z domu wychodzimy z samego rana, bo zwiedzane Luwru zajmie nam na pewno cały dzień. Na miejscu jak zwykle wita nas kolejka, już się do tego przyzwyczailiśmy, tym razem omijamy ogonek wykorzystując do tego mój brzuch, który jest już pokaźnych rozmiarów.

Wewnątrz tłumy i duszno niesamowicie, oj czuję, że ciężko będzie kontemplować sztukę w tych warunkach. Zwiedzamy według planu, który dostaliśmy w kasie. Na szczęście są toalety, a nawet w niektórych miejscach bez problemu można skonsumować kanapkę.
Najwięcej turystów z Japonii, wiadomo oni każdy obraz muszą mieć „na kliszy”, język ojczysty też obił nam się o uszy. W tym tłumie musimy się czujnie pilnować aby się nie zgubić. W 2008 roku zbiory Luwru podzielono na osiem kategorii, każdej z nich przypada odrębny dział: Starożytnego Egiptu, Starożytnego Bliskiego Wschodu, Starożytnej Grecji, Starożytnego Rzymu, Sztuki Islamu, Rzeźby, Malarstwa, Rzemiosła Artystycznego, Rysunku i Grafiki.
Najbardziej podziwiana jest oczywiście Dama z łasiczką wiadomo czyja i rzeźba Wenus z Milo wykonana prawdopodobnie przez Aleksandra z Antiochii, nie mniejszy tłumek przy Nike z Samotraki, która po renowacji (koszt renowacji oszacowano na kwotę około 4 mln euro !)na nowo powróciła do Luwru tego lata, a więc mieliśmy fuksa. Nike przedstawiająca uskrzydloną grecką boginię zwycięstwa, jest jednym z najbardziej znanych eksponatów Luwru.

Rzeźba, choć pozbawiona głowy, jest uznawana za jedno z najwspanialszych arcydzieł sztuki starożytnej. A i Sfinks z ok.2000 roku p.n.e zgromadził wokół siebie niezłą gromadkę gapiów.
Zachwyceni, nasyceni, wzbogaceni, a wręcz uduchowieni ale mocno zmęczeni opuściliśmy Luwr by udać się do drugiej francuskiej galerii z tym, że handlowej. Leclerc również nas przygniótł bogactwem produktów i przyprawił o zawrót głowy aczkolwiek nie wyszliśmy z niego wzbogaceni duchowo.

Piątek
Dzisiaj ostatni dzień w Paryżu, do zobaczenia zostało nam jeszcze kilka miejsc. Najpierw idziemy zobaczyć Centrum Georges Pompidou, znane również jako le centre national d’art et de culture Georges-Pompidou, które jest centrum kulturalnym, miejscem poświęconym sztuce nowoczesnej i jest wybudowany w stylu architektury high-tech.
Budynek centrum został zaprojektowany przez dwóch architektów Renzo Piano i Richarda Rogersa. Jest prawie całkowicie wykonany ze szkła i metalu i niestety zupełnie nie pasuje do romantycznej zabudowy Paryża. Wiele elementów takich jak ruchome schody, rury wodne czy klimatyzacja, zostały umieszczone na zewnątrz budynku, co jeszcze bardziej podkreśla jego futurystyczny wygląd. Kolory rur i kanałów widocznych na zewnątrz budynku oznaczają: błękit – powietrze, zielony – ciecz, żółty – elektryczność i czerwony – ruchome schody.


Każdego roku Centrum Pompidou organizuje około 30 wystaw sztuki nowoczesnej i współczesnej, jak również projekcje filmowe, konferencje, sympozja i koncerty. Tuż obok Pompidou znajduje się duży plac nazwany nazwiskiem awangardowego rosyjskiego kompozytora, który spędził w Paryżu 20 lat – Igora Strawińskiego z równie ciekawą , ruchomą fontanną Strawińskiego, która powstała w 1982 roku na zamówienie mera Paryża, którym był wówczas Jacques Chirac.
Następnie idziemy do dzielnicy gdzie panowie lubią panów, czyli do Dzielnicy Marais. Jest to jedna z niewielu dzielnic Paryża, która zachowała oryginalną zabudowę sprzed Rewolucji Francuskiej. Le Marais, zwane jest często "Starym Paryżem". Obecnie dzielnica ta stanowi główny ośrodek kultury żydowskiej, a jednocześnie swoje centrum mają tu homoseksualiści. Nazwa Marais, która w dosłownym tłumaczeniu oznacza „bagno”, przypomina o tym, że we wczesnym średniowieczu tereny te pokrywały właśnie mokradła.
Są tu liczne bary, kluby, sklepy, księgarnie czy piekarnie prowadzone przez homoseksualistów. Większość jest dostępna dla wszystkich, ale są i takie do których przepustką jest bycie odpowiedniej orientacji seksualnej. Do jednej z tych dostępnych kawiarni zachodzimy, jest całkiem przyjemnie, tak normalnie, a panowie kelnerzy i przystojni i mili, tylko paniami nie zainteresowani :-). Podobno dopiero wieczorem życie tu się rozkręca.
Tuż obok usytuowana jest dzielnica żydowska, pełna koszernych barów i restauracji. Można tu zjeść koszerną pizzę albo falafel, na który skusiliśmy się w jednym z lokali reklamujących się jako „Authentique falafel, the best of the street”. Był smaczny, ale że jadłam go po raz pierwszy to nie miałam porównania. Również tutaj znajdują się piekarnie i sklepiki, które w oknach wystawowych prezentują swojskie makowce, tradycyjne serniki, drożdżówki, lubelskie cebularze, można również nabyć śledzie, ogórki kiszone i polską wędlinę i być obsłużonym w języku polskim przez miłą panią ekspedientkę Polkę.


Przedostatnia część dzisiejszego programu to największy, najsławniejszy i bardzo piękny Cmentarz Père-Lachaise, który został założony w 1804 roku w ogrodach przylegających do willi Mont-Louis, podarowanej przez Ludwika XIV swojemu spowiednikowi ojcu Lachaise, francuskiemu jezuicie.
Jest to miejsce spoczynku wielu znanych ludzi, zajmuje powierzchnię 44 hektarów i jest największym terenem zieleni w Paryżu, a ponad 70 nagrobków zdobią bezcenne dzieła sztuki.
Wchodzimy główną bramą projektu architekta Étienne-Hippolyte Godde, zaopatrujemy się w plan nekropolii, bo bez niego ani rusz, chociaż posiadając plan też nie jest łatwo znaleźć wybrany nagrobek, udaje nam się jednak dotrzeć do wszystkich grobów, które chcieliśmy odwiedzić, a był to m.in. grób naszego rodaka Fryderyka Chopina – jedyny przy którym stały znicze, Balzaca, Moliera, Marii Callas, Edith Piaf, Oscara Wilda-nagrobek z widocznymi odbiciami wyszminkowanych ust :-) i wywieszoną karteczką od rodziny z prośbą o nie całowanie i Jima Morrisona- obecnie ogrodzony, bo fanki dzień i noc koczowały w śpiworach przy grobie swojego idola…


Ostatni punkt programu to kolacja w restauracji. Były mule w różnych wersjach (z grzybami, po prowansalsku, z makaronem, klasyczne) i dobre wino i było miło, frytek do muli można było zamawiać do woli, tak więc objedliśmy się, a wręcz obżarliśmy się porządnie :-).

Przykładowe ceny:
Bilet do Disneylandu: 54 euro
Bilet na statek płynący po Sekwanie: 14,50 euro
Bilet na Wieżę Eiffla (na 2-gie piętro, schodami): 5 euro
Mule w restauracji: 18-20 euro
Bilet do Panteonu: 7,50 euro
Bilet do Luwru: 12 euro
Bilet do Centrum Nauki i Przemysłu: 9 -12 euro

Disneyland
Disneyland Paryż Francja 07.2014


Wieża Eiffa
Wieża Eiffa i widoki z wieży Paryż 07.2014


Cmentarz Pere Lachaise
Cmentarz Pere Lachaise Paryż 07.2014


Paryż
Paryż 07.2014



Dodano: 2014-09-21
 

- strona główna -