<< wstecz
 

Jeepem po Jurze Krakowsko - Częstochowskiej 25.09.2010

_ooooo
/__l_l_,\____\,___
l_---l_l__l---[]llllll[]
_.(o)_)__(o)_)--o-)_)----------------------------------------------------------------------------


W wyprawie udział wzięli:

1. Jeep Liberty Renegade 3,7 z liftem 2’ i oponami AT.
2. Krzysztof Słoma - kierowca I klasy.
3. Michał Dzik - pilot II klasy.

Roadbook, jak w przypadku pozostałych wypraw, zaczerpnięty z książeczki „Przewodnik 4x4 po Polsce”.
Pierwsza wyprawa w Lasach Janowskich oznaczona jako średnia wcale średnią nie była, o czym można się przekonać czytając relację.Dzisiejsza trasa zakwalifikowana została przez autorów przewodnika jako trudna. Będąc pod wrażeniem „średniości” trasy janowskiej, z uśmiechem na twarzach, pełni zapału i chęci, ale również z lekką obawą(w końcu mamy tylko AT’ki…) ruszamy na szlak.Ponieważ zatrzymaliśmy się na polu namiotowym w Olsztynie(trasa właśnie tam się kończy), dlatego musieliśmy dojechać kilka kilometrów do pierwszej „kratki” roadbooka. Trwało to trochę dłużej niż zakładaliśmy – wynik bezmyślnego wklepania w GPS celu podróży. GPS prowadził nas przez Zawiercie, jednak my za nic nie chcieliśmy jechać przez to miasto, gdyż utknęlibyśmy w wielkim korku.

Po kilku problemach dotarliśmy do punktu startowego w Podzamczu niedaleko Ogrodzeńca, gdzie znajdują się Ruiny Zamku Ogrodzienieckiego. Ruiny te należą do największych i najbardziej malowniczo położonych wśród ostańców najwyższego wzniesienia Wyżyny Krakowsko-Częstochowskiej.Pierwsze kilometry trasy przebiegały głównie przez polne drogi. W tych rejonach gleba jest bardzo kamienista. Nawet na polach uprawnych wszędzie leżą mniejsze lub większe skałki. Cały czas towarzyszą nam piękne krajobrazy Jury Krakowsko – Częstochowskiej. Po drodze Krzysiek zauważył nowe miejsce, które może być dobrym miejscem do wspinania. Od razu zapisał w GPS’ie. Tak na wszelki wypadek. Polne drogi prowadzą nas do miejscowości Lgota Murowana. Pierwsze zabudowania miejscowości są na sprzedaż. Zatrzymujemy się i oglądamy. Działka z nowo postawionym domem. - można by tu postawić małą salkę gimnastyczną i ściankę wspinaczkową pod dachem – snuje plany Krzysiek. No nic, jedziemy dalej. Kolejnym punktem trasy są Rzędkowice. Miejscowość dobrze znana kierowcy.
Wstępujemy po drodze do rzędkowickiego PUB’u na jajecznicę. Jak się okazuje właścicielka PUB’u też ma do sprzedania działkę. Nie omieszkaliśmy wziąć od niej numer telefonu. Najedzeni i gotowi ruszamy dalej z pytaniem na ustach: „Gdzie jest ten TRUDNY teren?”Przed nami krótki odcinek drogi asfaltowej i znów zjazd na polne, kamieniste ścieżki. Po drodze mijamy grupy turystów z kijkami do Nordic Walking. Chwilę potem naszym oczom ukazują się częściowo odbudowane ruiny zamku w Bobolicach, (zamek ten zbudowany został w połowie XIV wieku z inicjatywy Kazimierza Wielkiego jako kolejna warownia strzegąca południowej granicy Państwa Polskiego), a po przejechaniu ok. 2km natrafiamy na kolejną warownię należącą do Szlaku Orlich Gniazd – Mirów. Ta, przypominająca swym kształtem okręt, warownia należy do grupy najbardziej malowniczych tego typu obiektów w naszym kraju. Położony jest na niewielkim, pozbawionym drzew wzgórzu, dzięki czemu jest doskonale widoczny z dalszej perspektywy. Obecnie jest już niestety ruiną.
Krótki przystanek na podziwianie okazałości twierdzy i ruszamy w drogę Mirowskim Gościńcem. Gościńcem mamy podążać 7km. Gaz i jedziemy. Żaden z nas nic nie powiedział, ale z niecierpliwością czekaliśmy na zapowiadany przez przewodnik trudny teren. Ujechaliśmy może 2km. Przed nami piaszczysta droga leśna. Prowadzi pod górkę. Krzysiek dodaje trochę gazu. Mimo to auto zwalnia. Czuć i słychać po pracy silnika, że pokonywanie kolejnych metrów sprawia Jeepowi coraz większe trudności. Szybka reakcja – kolejna dawka mocy. Do szczytu wzniesienia jeszcze jakieś 30 może 40m. Nagle opony tracą przyczepność i zaczynają mielić w miejscu. Ryk silnika. Błysk w oku i jedna myśl w głowach: „chyba się zaczęło… :-) ”. Krzysiek sięga do dźwigni włączającej przedni napęd i w mgnieniu oka znajdujemy się na górce.

Dalsza droga, aż do Żarek okazała się jednak spokojna i można ją było pokonać bez włączonego przodu. Z każdym kilometrem nadzieja na jakikolwiek trudny teren gasła. W Żarkach błądzimy trochę, ponieważ natrafiamy na targ. Dużo ludzi i ruch uliczny nie pozwalają się nam rozejrzeć, ale w końcu znajdujemy kolejną „kratkę”. Za Żarkami skręcamy w drogę polną. Mijamy kilka aut osobowych. To zapewne grzybiarze przyjechali na niedzielny spacer. Co to za trasa off-roadowa, gdzie można przejechać Golfem czy Meganką? Kolejne kilometry to polne lub leśne drogi oraz fragmenty asfaltowych odcinków, bez atrakcji terenowych. W miejscowości Zrębice mijamy stadko kóz wypasające się na łączce przy drodze. Przystanek na sesję zdjęciową i ruszamy dalej. To już końcówka trasy wyznaczonej w przewodniku, a trudnego terenu jak nie było tak nie ma… Trochę rozleniwieni i zawiedzeni przemierzamy ostatnie kilka kilometrów szlaku. Przed Olsztynem – w Biskupcach zatrzymujemy się przy torze off-roadowym (to pewnie tam zrobiono zdjęcie na pierwszą stronę działu „Jura Krakowsko – Częstochowska”…). Sprawdzamy cennik. 50zł za auto. Nawet nie wysiadamy i jedziemy dalej. Jeszcze tylko kilka kałuż(pewnie specjalnie zrobione przez właścicieli toru, aby podsycić apetyt klientów…) przy wyjeździe z toru i jesteśmy na asfalcie. Do Olsztyna prowadzi już droga asfaltowa, więc nie będzie tak upragnionej i wyczekiwanej „trudnej trasy”. Znużeni i zawiedzeni wracamy na pole namiotowe, zostawiamy Jeepa i idziemy w skały. Może tam czekać będzie trudna trasa?
M.Dz.


Dodano: 2010-09-30
 

- strona główna -